Recenzja płyty “The World We Live In” w HiFI

Z początku trudno uwierzyć, że tak piękna, wzniosła i bezpretensjonalna muzyka mogła powstać dzisiaj. Stanowi ona antidotum na cyniczną współczesność. Jakbyśmy wzięli do ręki pilot i wcisnęli pauzę, która zatrzymuje cały ten pęd. A następnie cofnęli świat o sto lat. Do tamtych lat dwudziestych. Łatwość, z jaką Tomasz Betka wpada na ponadczasowe i nośne tematy, jest wręcz niespotykana. Dzisiaj większość kompozytorów albo boi się melodii, albo nie ma pojęcia, że nie wszystkie zostały jeszcze napisane. Proponowane przez Betkę dźwięki niezwykle zgrabnie balansują pomiędzy wczesnym romantyzmem, współczesną muzyką filmową, ambientem i jazzem. Prym wiodą fortepian, obój, waltornia, flet, skrzypce, altówka, wiolonczela i kontrabas. Ale artysta nie boi się sięgać również do współczesnego instrumentarium elektronicznego. Do tego wplata głosy gości (m.in. Piotra Fronczewskiego, Jana Nowickiego i Beaty Kawki), lecz to akurat ma znaczenie drugorzędne, a momentami nawet psuje (!) klimat. Najważniejsza jest bowiem muzyka, która miałaby szansę obronić się sama. Brawura melodyczna i wyważenie harmoniczne godne Ryūichiego Sakamoto, a może i lepiej. Gdzieś słyszałem głos, że za dużo w tym wystudiowania. Ale to w ogóle nie jest designerska muzyka dla designerskich ludzi. To muzyka dla pięknych ludzi. Pięknych duchem.

Michał Dziadosz